niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział I

- Alice, jedziemy! - brat zawołał mnie z dołu.
  Przypięłam smycz do różowej obroży Angel, mojej suczki rasy husky. Właśnie zaczynał się nowy etap w naszym życiu. Od zawsze chciałam wyjechać do innego kraju i w końcu dostałam się na wymianę międzyszkolną. Razem z bratem jedziemy na rok do Paryża. Żegnaj Australio! Mieszkanie w bloku może i nie jest moim marzeniem, zważając na to, że całe życie mieszkałam w domu jednorodzinnym. Czeka mnie długi lot samolotem... Mam nadzieję, że pozwolą mi zapalić.
  Wzięłam walizkę i wyszłam z pokoju. W połowie schodów, z niewiadomego mi powodu Angel wypchnęła mi bagaż z ręki, a on z hukiem spadł na podłogę, a ubrania i inne rzeczy, które spakowałam, teraz rozwalały się na ziemi. Jeden z moich ulubionych staników nawet wylądował na głowie Luca. Psina zbiegła energicznie na dół i usiadła przy wejściu do salonu patrząc na mnie wzrokiem wyrażającym jednocześnie złość i rozbawienie.
- To podobno miał być anioł... - powiedział szatyn zdejmując koronkową bieliznę z twarzy. - Ale ma niezłego cela.
- Moja krew - zaśmialiśmy się, a ja z powrotem spakowałam swoje rzeczy. - Ona raczej nie chce wyjeżdżać...
  Angie jak na zawołanie zrobiła minę w stylu "Nie mów do mnie, mam cię w dupie". Przywołałam sunię do siebie, a ona przyszła do mnie ze spuszczoną głową.
- Ona jest jak człowiek... Teraz chyba przeklina - powiedział rozbawiony Lucas. - Zbieramy się.

***

  Dojechaliśmy taksówką na lotnisko. Prawie się spóźniliśmy. W ostatniej chwili zdążyliśmy przed zamknięciem przejścia. Angel niestety musiała lecieć w przedziale dla zwierząt w klatce... Zostały ostatnie miejsca, przez co nie mogliśmy usiąść razem. Musiałam zająć miejsce obok jakiegoś bruneta. Był mniej więcej w moim wieku, może trochę starszy.
  Przywitałam się z nim, w końcu będziemy razem siedzieć przez kilka godzin.
- Siema, jestem Alice, a ty?
- No cześć, jestem Victor, ale wszyscy na mnie mówią Vic - odpowiedział brunet. - Też lecisz do Paryża?
- Nie, wiesz, ta połowa samolotu leci do Londynu - powiedziałam z bananem na twarzy.
- Bardzo zabawne - zaśmiał się i oparł na fotelu.
- Jadę na wymianę - uśmiechnęłam się.
- A skąd jesteś? - spytał chłopak.
- Z Australii - odpowiedziałam.
- A ja lecę zrobić niespodziankę mojej przyjaciółce.
- A to bardzo miłe - uśmiechnęłam się do niego.
- Dobra, ja idę do łazienki.
- Spoks.
  Chwile po tym przeszedł koło mnie mój starszy brat Lucas. Radosny, z uśmiechem od ucha do ucha, dawno go tak szczęśliwego nie widziałam. Szybko pobiegłam za nim.
- Lucas, czekaj! - wydarłam się na cały samolot.
- Cześć młoda... - odkrzyknął.
  Nie zdążył dokończyć, gdyż jakaś idiotka musiała na niego wpaść i go popchnąć, a on upadł na podłogę.
- K*rwa! - zaczął się wydzierać.
  Chciałam tę debilkę zabić, ale musiałam pomóc bratu. Zanim zdążyłam podejść do niego, jakaś młodsza, ładna dziewczyna, na oko miała jakieś czternaście, piętnaście lat, podbiegła do niego z troską w oczach.
- Lucas, kto to jest? - spytałam z wyrazem obrzydzenia pomieszanego ze zdziwieniem.
- Madlen, siedzi obok mnie - odpowiedział podnosząc się z pomocą dziewczyny.
- Dobra... Gdzie jest ta szmata, która cię potrąciła? Mam ochotę ją zabić - powiedziałam rozglądając się na boki.
- Nie mam pojęcia, jakbyś nie zauważyła, byłem na ziemi.
- Muszę ją znaleźć i udusić za to co ci zrobiła! - wykrzyczałam pewnie.
- Coś się stało? - usłyszałam głos za sobą.
  Przez szyję przeszedł mi dreszcz. Odskoczyłam i wpadłam na Luca, przewracając go swoim ciałem.
- Czy ty jesteś normalna? - spytał chwytając się za obolałą głowę.
- Nie, ale za to mnie kochasz - wyszczerzyłam się do niego i zaśmiałam.
  Odepchnęłam się od jego głowy, dopychając ją do ziemi, po czym wstałam. Wyciągnęłam do niego rękę w pomocnym geście, a ten tylko patrzył na mnie jak na idiotkę.
- No co? - spytałam robiąc oczka szczeniaczka.
  W końcu chwycił moją rękę i podniósł się przewracając oczami, gdyż sam nie miał siły wstać.
- Wisisz mi fajkę - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Chyba śnisz. Nadal mi nie oddałeś całej paczki - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Kiedyś pewnie oddam, ale jeszcze sobie poczekasz.
- Dobra, nieważne. Idę się przespać...
- Nie radzę ci iść za nią, strasznie chrapie - powiedział Lucas do Victora.
- Wcale że nie! - odwróciłam się do nich plecami.
  Spojrzałam na ludzi w samolocie. Wszyscy na nas patrzyli i się przysłuchiwali. Kilku umierało ze śmiechu. Super, k*rwa, super! Przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć, czułam jakby ktoś się na mnie gapił. Pewnie przez Luca chcą wiedzieć, czy serio chrapię... W końcu zasnęłam.

***

- K*rwa! - krzyknęłam wybudzając się ze spokojnego snu.
  Moje kasztanowe włosy ociekały wodą. Na bluzie i spodniach robiły się mokre zacieki.
- Po*ebało cię?! - wrzasnęłam otrzepując ręce z wody.
- Nie, wcale - powiedział z szatańskim uśmiechem. - Jesteśmy na miejscu.
- Nareszcie! - wstałam z uśmiechem i rozciągnęłam stare kości.
  Wzięliśmy Angie i wyszliśmy z lotniska. Czekała już na nas taksówka, która miała zabrać mnie i brata do naszego nowego domu. Victor i Madlen będą mieszkać ulicę dalej od nas, więc pewnie się jeszcze spotkamy. Pojechaliśmy we czwórkę taksówką na nasze osiedle. Pożegnaliśmy się z nimi i ruszyliśmy w stronę naszego bloku. Wjechaliśmy windą na ósme piętro (starzy jesteśmy, co będziemy łazić) i skierowaliśmy się do drzwi naszego mieszkania. Powitał nas mały korytarzyk. Błękitne ściany i podłoga z jasnego drewna bardzo go rozświetlała. Zaraz obok wejścia był wieszak na kurtki, a pod nim półka do butów. Po lewej stronie było przejście do kuchni. Sporej wielkości lodówka stała obok zlewu. Duży stół, a wokół niego postawione 6 krzeseł. Piekarnik dupy nie urywa... Obok niego jest zmywarka. Po prawej stronie umiejscowiony był salon. Jasna kanapa stała przy ścianie, a przed nią stolik do kawy. Telewizor wisiał na ścianie, a koło niego półki i regał. W końcu weszłam do swojego pokoju i puściłam psinę. Był piękny... Na przeciwko drzwi było wejście prowadzące na balkon. Na parapecie położyłam pudełka na różne pierdoły. Łóżko stało przy ścianie po lewej. Pościel miała kolor fioletowy, a dodatkowe kilka poduszek układało się w kolory tęczy. W nogach złożony był różowy, cieplutki koc. Naprzeciwko łóżka widniał wielki, plazmowy telewizor, a pod nim szafka, w sam raz do położenia na niej mojego Xbox'a. Na środku pokoju położono piękny, biały dywan. Obok drzwi mieściło się wejście do wielkiej garderoby, a po drugiej stronie do łazienki. Nad łóżkiem powieszone regały na książki, które już niedługo będą wypełnione po brzegi. Ze ściany wystawały cztery wieszaki do moich gitar. Na biurku, które stało po drugiej stronie wejścia stała lampka. Na nim położyłam mojego laptopa, a na ścianie powiesiłam ramki na zdjęcia. Wypakowałam swoje bagaże i uwaliłam się na łóżku. Chwilę potem położyła się na mnie Angie.
- Pewnie masz ochotę na spacer... - powiedziałam zrezygnowana.
  Wzięłam smycz i wyszłam z pokoju. Psina poczłapała wesoło za mną.
- Wychodzę z Angel! - krzyknęłam zamykając drzwi.
  Ruszyłam w stronę windy. Na jej drzwiach wisiała tabliczka z napisem "AWARIA".
- K*rwa mać! - wrzasnęłam wściekła. - Jeszcze mam po schodach zapi*rdalać?!
  Kopnęłam wejście i poszłam na schody. Przez całą drogę na dół klęłam pod nosem. Wyszłam na dwór i wzięłam głęboki wdech. Świerze powietrze wypełniło moje płuca dając przyjemne orzeźwienie. Poszłam w stronę parku, do którego drogę zapamiętałam jadąc taksówką. Weszłam przez wysoką bramę, a Angel podążyła za mną koło nogi. Usiadłam na ławce pod drzewem i odpięłam smycz Angie. W pewnym momencie sunia odbiegła od ławki.
- Angel! - krzyknęłam i pobiegłam za nią.
  Zdążyła dotrzeć do połowy parku, a następnie gwałtownie skręciła razem z jakimś czarnym psem. Zagapiłam się na nich i wpadłam na kogoś.
- Po*ebało cię?! - krzyknęliśmy jednocześnie siedząc na ziemi...

6 komentarzy: